O czym opowiemy Wam dzisiaj?
Część z Was wie, że jesteśmy zapalonymi Couchsurfing-owcami (www.couchsurfing.com). Co to Couchsurfing? – albo używasz kanapy u kogoś, albo samemu oddajesz podróżnikom swoją kanapę. My często oddawaliśmy naszą kanapę w Krakowie, teraz korzystamy w Ekwadorze.
W Quito byliśmy goszczeni przez przesympatyczną Joasię z Polski, dziewczynę Davida (z Ekwadoru). Ta polsko-ekwadorska para ugościła nas w swoim ślicznym i wygodnym mieszkaniu i zajęła się nami. Asia dużo nam opowiadała o swoich przygodach w Ekwadorze, przygotowała kolacje na nasz powrót i dzielnie znosiła hałaśliwe poranki z dzieciakami. Wieczory spędzaliśmy popijając Żubrówkę (prosto z Polski!) i gadając..
Kolejna niespodzianka!
Dziś nocujemy u Daniego, który zaprosił nas do siebie. Czekał na nas na dworcu autobusowym. Podchodzi, wita się, a obok niego śliczna blondynka mówi “Cześć”. Okazało się, że Dany ma dziewczynę z Polski. To Paulina z Krzeszowic :)) Ci z Krakowa wiedzą 🙂 Wczoraj więc zaliczyliśmy jeszcze kolację w lokalnej (chińskiej) restauracyjce, a dziś jesteśmy umówieni na zwiedzanie miasta razem. Dzieciaki są zachwycone – w Quito polska ciocia i w Guayaquil polska ciocia!!!
Dany daje nam do spania całe swoje mieszkanko, czyli pokój z kuchenką i malutkim prysznicem. Mieszkanie leży na przeciw parku, co bardzo nam się podoba. Spędzamy cały dzień razem rozmawiając o Guayaquil, życiu Danego i przygodach Pauliny. Wieczorem usypiamy dzieci na łóżku, a sami wychodzimy przed domek i w towarzystwie Dany’ego i Pauliny robimy polsko-ekwadorską imprezę. Dowiadujemy się, jak Paulina w trakcie uczęszczania do Krzeszowickiego liceum zdecydowała się na studia w Anglii, a potem z dyplomem nauczyciela angielskiego dla dzieci znalazła pracę w Ekwadorze.
Następnego ranka mamy wylot na Wyspy Galapagos! Na mapie lotnisko położone jest niedaleko, decydujemy się więc na spacer na lotnisko piechotą. Po godzinie marszu gorzko tego żałujemy. Musimy przekraczać dwu- i trzy- pasmówki na trasie do lotniska, wchodzić na kładki dla pieszych bez windy. Tymczasem dzieci nie mają siły na taki marsz, więc w efekcie: Andrzej pcha wózek z 2 dużymi plecakami i Kacprem siedzącym na nich, a ja niosę Kaję w nosidełku na brzuchu i Konradzia “na barana”. Oczywiście każdy z nas ma dodatkowo ciężkie torby podręczne. Myślę, że ten półtoragodzinny marsz kosztował nas kilka kilogramów tłuszczyku..
Nagrodą jest dolot na Wyspy Galapagos – docieramy do Puerto Ayora, a potem do zarezerwowanego domku u Alexa. Wreszcie odpoczywamy. Po drodze podziwiamy księżycowe krajobrazy Galapagos – czerwoną ziemię pełną kaktusów, czasem soczystą dżunglę, lwy morskie, pelikany, iguany, pingwiny..